Treść wpisu możesz odsłuchać/pobrać poniżej z naszego serwera lub z naszego kanału YouTube. Odnośniki znajdziesz na końcu artykułu.
PRZYPADEK PIERWSZY
Prowadzę zajęcia z 4-letnim chłopcem. Jego mama jest z nami, ponieważ chłopiec nie pozwolił jej wyjść z sali, pomimo faktu, że miała inne plany. W ręce trzymała książkę, którą chciała poczytać w poczekalni i najzwyczajniej w świecie chwilę odpocząć. Zajęcia idą super, chłopiec pięknie pracuje i wykonuje moje polecenia. W pewnym momencie mama dziecka zwraca się do niego: „Kochanie, czy mama może iść do toalety?”. Zbladłam! Co się stanie, gdy jej 4-letnie dziecko się nie zgodzi?
PRZYPADEK DRUGI
Czekam na zajęcia z 5-letnią dziewczynką. Spóźnia się. Nagle pukanie do drzwi. Jest! Przyjechała! Mama dziewczynki wchodzi zdenerwowana i przeprasza. Otóż, dziecko nie chciało jechać najkrótszą drogą. Aby uniknąć histerii, płaczu i kopania w fotel kierowcy, mama objechała pół miejscowości, dyrygowana przez córkę jak przez nawigację.
PRZYPADEK TRZECI
Diagnozuje 5-letniego chłopca. Rozmawiam z rodzicami. Pada pytanie: „Proszę powiedzieć, co mamy zrobić, kiedy nasz syn nie pozwala nam oglądać telewizji i ciągle przełącza telewizor na swoje bajki? Jak mu zabieramy pilota to nas bije.”. Pomijam fakt, że dziecko w tym wieku powinno mieć mocno ograniczony dostęp do telewizji. Pytanie, delikatnie mówiąc, mnie zdziwiło.
PRZYPADEK CZWARTY
Po zakończonych zajęciach, 3,5-letni chłopiec wraz z tatą wychodzą z gabinetu. Jest mokro, pada deszcz, więc tata bierze syna na ręce i próbuje posadzić go do fotelika samochodowego. Chłopiec zaczyna krzyczeć, że chce iść na spacer, odpycha ojca i zaczyna się wyrywać. Jak reaguje tata? Bierze go na ten „wykrzyczany” spacer, pomimo, że śpieszyli się, aby odebrać drugie dziecko z przedszkola. Dlaczego to robi?
Takich sytuacji z życia wziętych mogłabym przytoczyć zbyt wiele aby wystarczyło tu miejsca na ich publikację. Często je analizowałam i poddawałam pod dyskusję z innymi terapeutami, zastanawiając się nad przyczyną. Dlaczego rodzice porzucili rolę przewodnika własnych dzieci po świecie, konsekwentnego nauczyciela uczącego zachowań społecznych, stawiającego granice na rzecz relacji partnerskich bądź podrzędnych w podejmowaniu decyzji.
Myślę, że wynika to z ogólnego trendu i kierunku wychowawczego, który obecnie stał się bardzo modny i jest popierany przez wielu psychologów. Trend ten jest wygodny ponieważ eliminuje wiele sytuacji kryzysowych. Do pewnego momentu daje dziecku wybór typu: „czy chcesz zjeść paróweczkę czy serek?”, „czy chcesz włożyć sukienkę czerwoną czy w kwiatuszki?”, „idziemy na spacerek czy zostajemy w domu?”. Wydaje się to niegroźne. Jest przejawem szacunku i miłości do dziecka, jako równoprawnego członka rodziny. Problem zaczyna się wtedy, kiedy życie rodzinne musi być podporządkowane dziecku, ponieważ granica między wyborem a dyktatem się zaciera. Wtedy to dziecko decyduje, którędy pojedziemy do przedszkola, w którym sklepie zrobimy zakupy, czy wieczorem zaprosimy gości i o której godzinie tata i mama pójdą spać.
Niepostrzeżenie może nadejść moment, kiedy nieświadomy rodzic pozostaje całkowicie podporządkowany dziecku. Często tacy rodzice zaprzeczają utracie kontroli ponieważ dziecko nie sprawia większych problemów. Dlaczego? Dlatego, że w domu „wymaga się” od niego tylko rzeczy, które samo lubi robić a wszelkie „konfliktowe” wymagania zwyczajnie zostały wycofane.
Na zakończenie przytoczę cytat z książki „Metoda Krakowska wobec zaburzeń rozwoju”, pani prof. zw. dr hab. Jagody Cieszyńskiej – Rożek:
„Rodzice mylnie sądzą, że dziecko powinno mieć poczucie wolności w dokonywaniu decyzji: co zjeść, jak się ubrać, jak spędzić czas, dokąd pójść, a nawet co kupić. Dziecko oscyluje „między poczuciem nieograniczonej swobody w kierowaniu swym losem a poczuciem absolutnej bezradności. Łatwość, z jaką obecni rodzice zarzucają swe obowiązki na barki swoich dzieci jest tyleż szokująca, co powszechna. Dorośli mówiąc: dziecko ma prawo do indywidualnych wyborów, myślą: mam prawo do świętego spokoju. Jednak małe dziecko nie jest jeszcze ukształtowanym indywiduum i nie może posiadać niezbędnej wiedzy do podejmowania rozstrzygnięć. Wolność dziecka bardzo szybko przekształca się w niewolę rodziców, ale wówczas jest już za późno, aby nauczyć dzieci prospołecznych zachowań”.